Szef MEN przekazał, iż przytłaczająca część Polaków nie chce wprowadzenia do szkół edukacji seksualnej. Nie wszystkie sondaże potwierdzają jego tezę
Autor Michalina Kobla - 15 Czerwca 2019
Dariusz Piontkowski, który od 4 czerwca 2019 roku pełni funkcję szefa MEN, udzielił "Naszemu Dziennikowi" wywiadu na temat ewentualnego wprowadzenia do szkół edukacji seksualnej. Polityk stwierdził w nim, że "przytłaczająca część Polaków nie chce rewolucji ideologicznej" w placówkach edukacyjnych. Nie powołał się przy tym jednak na żadne konkretne badania, a przeprowadzone dotąd w sprawie sondaże niekoniecznie potwierdzają słuszność jego racji.
Jako że Dariusz Piontkowski dopiero rozpoczął pracę jako minister edukacji narodowej, media starają się poznać jego opinie w najbardziej kontrowersyjnych, głośnych kwestiach, związanych ze stanem krajowego szkolnictwa. W wywiadzie dla "Naszego Dziennika" polityk został więc zapytany (w mocno nacechowany ideologicznie sposób) o to, czy "pomysły, by wprowadzić prawny zakaz szerzenia homo propagandy w szkołach, to dobre rozwiązanie?". Odpowiedź ministra brzmiała następująco:
"Na razie nigdzie nie doszło do wprowadzenia homo propagandy, mówi Pani o ewentualnościach, które mogą nastąpić. Widzimy jednak, że taki proces może mieć miejsce i chcemy go zatrzymać. Ciężko jednak o wiążące deklaracje w pierwszych tygodniach urzędowania. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem, by od wczesnego dzieciństwa przyzwyczajać lub wręcz nakłaniać dzieci do tego typu zachowań. Jak już może Pani zauważyła, pierwsza z rzeczy, która mnie spotkała, zanim zdążyłem przedstawić swoją wizję edukacji, było oskarżenie, że jestem homofobem, jestem nietolerancyjny, nienowoczesny. Mam przekonanie, że większości rodziców to nie martwi, bo przytłaczająca część Polaków nie chce rewolucji ideologicznej w szkole i oczekuje, że MEN, a także kuratoria oświaty pomogą im obronić się przed środowiskami, które na siłę to forsują."
Wyniki sondaży dotyczących wprowadzenia do szkół edukacji seksualnej
Twierdzenie, iż większość mieszkańców naszego kraju kategorycznie nie zgadza się na wprowadzenie edukacji seksualnej do placówek edukacyjnych, nie zostało poparte przez Piontkowskiego żadnymi konkretnymi badaniami. Warto więc prześledzić wyniki sondaży w tej kwestii, które w ostatnim czasie ukazały się na łamach polskich mediów. Nie są one bowiem tak stanowcze oraz jednorodne, jak przedstawił to polityk.
Pierwszym omówionym badaniem opinii będzie sondaż przeprowadzony przez CBOS i opublikowany 16 maja br. Jak wynika z jego rezultatów, wprowadzenie do szkół edukacji seksualnej uwzględniającej problematykę dyskryminacji ze względu na orientację seksualną jest potrzebne lub raczej potrzebne zdaniem 53 proc. ankietowanych. Przeciwnego zdania (niepotrzebne lub raczej niepotrzebne) było 35 proc. pytanych.
Jeżeli zaś chodzi o potrzebę wprowadzenia do szkół edukacji seksualnej uwzględniającej problematykę zgodności lub jej braku płci biologicznej z płcią fizyczną, zauważa ją 50 proc. ankietowanych. Odwrotnie myśli 33 proc. respondentów.
Drugim opisywanym sondażem będzie badanie przeprowadzone przez SW Research dla serwisu rp.pl, którego wyniki opublikowano nieco wcześniej, tj. 17 marca br. Zadane próbie badawczej pytanie dotyczyło własnej opinii na temat wprowadzenia do szkół edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej. Za opowiedziało się 56,9 proc. badanych, a przeciw - 27,3 proc.
Trzecim sondażem, na który się powołamy, będzie badanie IBRIS opisane w "Super Expressie" 15 marca br. Jego wyniki okazały się znacząco różne od tych, które wcześniej opisano. Na pytanie: "Czy popiera Pan/Pani wprowadzanie takich kart LGBT (zawierające także zagadnienia związane z edukacją seksualną w przedszkolach i szkołach) w Pana/Pani miejscowości?" twierdząco odpowiedziało 28,4%, a przecząco - 54,6% pytanych.
Grupie zadano jednak także pytania dotyczące bezpośrednio edukacji seksualnej oraz ewentualnego kształtu, pod jakim miałaby się pojawić w krajowych placówkach edukacyjnych. 78,5% ankietowanych stwierdziło, że w podobnych zajęciach powinny uczestniczyć tylko te dzieci, których rodzice wyrazili na to zgodę. Przeciwnego zdania było 16,5%. Poza tym 67,3% osób zgodziło się z twierdzeniem, iż młodzi ludzie powinni pozyskiwać wiedzę o seksie przede wszystkim od swych rodziców, a zaprzeczyło mu 29,7%.
W tym miejscu warto więc zaznaczyć, iż zagadnienia sformułowano tak, że dotyczyły bardziej potrzeby pozostawienia decyzji o wysłaniu dziecka na edukację seksualną rodzicom, a nie uniknięcia wprowadzenia jej do szkół w ogóle. To, że zdaniem niektórych wiedza rodziców ma być głównym źródłem wiedzy dzieci, nie oznacza także, że w mniejszym stopniu nie mogą korzystać także ze źródeł innego rodzaju.
Kiedy więc porównujemy wyniki opisanych wyżej sondaży, widzimy gigantyczne rozdźwięki, które tworzą się zapewne przez różnice prób badawczych, ale także dokładną treść pytania oraz jego konstrukcję. Trudno jest więc uznać twierdzenia ministra edukacji narodowej ("Przytłaczająca część Polaków nie chce rewolucji ideologicznej w szkole") za pewne, skoro wyniki badań opinii tak znacząco od siebie odbiegają. W bezpieczny sposób nie użył oczywiście słowa "większość", jednak jego słowa były silnie sugestywne. Sam Piontkowski nie poparł także swoich tez konkretnymi badaniami, które obywatele mogliby sprawdzić i zweryfikować. Są więc raczej przypuszczeniami i szacunkami (podpartymi zresztą światopoglądowo - zwrot "rewolucja ideologiczna"), a nie czystymi faktami.
Następny artykuł