Teorie spiskowe wokół globalnego ocieplenia wydają się niegroźne, ale mogą doprowadzić do klimatycznej katastrofy
Autor Michalina Kobla - 22 Czerwca 2019
Chociaż naukowcy z całego świata od lat w coraz bardziej wyraźny sposób ostrzegają, że globalne ocieplenie nie jest żartem i naprawdę może doprowadzić do klimatycznej katastrofy, na świecie nie brakuje osób zaprzeczających jego istnieniu. Warto więc rozprawić się z największymi mitami propagowanymi oraz rozpowszechnianymi przez zwolenników tego rodzaju niebezpiecznej dla nas wszystkich teorii spiskowej.
Globalne ocieplenie jest bez wątpienia jednym z najbardziej burzliwych tematów ostatnich lat. Nawet wśród najbardziej wpływowych polityków świata nie brakuje bowiem zwolenników twierdzenia, że zmiany klimatyczne, które już dziś obserwujemy, są po prostu bujdą lub rzeczywiście występują, ale nie stanowią dla nas żadnego zagrożenia. Niestety, tego rodzaju opinie, a co za tym idzie także podejmowane na arenie międzynarodowej decyzje, mogą doprowadzić do prawdziwej katastrofy.
Czym jest globalne ocieplenie?
Globalne ocieplenie polega na podwyższaniu się średniej temperatury atmosfery blisko powierzchni ziemi oraz oceanów, przy jednoczesnym obniżaniu się średniej temperatury w stratosferze. Jak twierdzą naukowcy, podobne zmiany będą z czasem postępowały oraz znacząco się pogłębiały, jeżeli ludzie nie zdecydują się w stanowczy sposób ograniczyć działalności, mającej negatywny wpływ na równowagę radiacyjną planety. Oczywiście, do zmian klimatu przyczyniają się także czynniki naturalne (na przykład aktywność wulkanów), jednak główną winę za obecną oraz niestety także przyszłą sytuację ponosi rzeczywiście ludzkość, a szczególnie jej działalność od czasów rewolucji przemysłowej. Jak twierdzą członkowie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu,
"wpływ człowieka na klimat jest oczywisty. Świadczą o tym rosnące koncentracje gazów cieplarnianych w atmosferze, dodatnie wymuszanie radiacyjne, obserwowane ocieplenie i zrozumienie systemu klimatycznego. (...) Jest niezwykle prawdopodobne [zgodnie z konwencją przyjętą w raporcie oznacza to prawdopodobieństwo 95%–100%], że człowiek wpłynął w sposób dominujący na obserwowane od połowy XX wieku ocieplenie"
Przedstawiciele Zespołu twierdzą także, iż w XXI wieku średnia temperatura na Ziemi może podnieść się nawet o 1,1–6,4 °C. Różnica wydaje się ogromna, jednak zaprezentowano ją w taki sposób, gdyż brano pod uwagę różne scenariusze. Warto jednak zaznaczyć, iż nawet jeżeli szybko ograniczylibyśmy emisję gazów cieplarnianych, powrót do stanu równowagi może trwać jeszcze setki lat. Im dłużej ludzkość będzie się jednak powstrzymywała przed wprowadzeniem zmian, tym bardziej problem będzie się powiększał.
Od okresu 1860-1900 średnia temperatura przy powierzchni lądu i oceanów miała podnieść się aż o ok. 0,75 °C. Zmiany są jednak głównie domeną XX wieku, gdyż wcześniej, przez 1–2 tys. lat (bez uwzględniania regionalnych oscylacji), temperatura pozostawała raczej stabilna. Od ok. 40 lat obserwujemy także tendencję, według której temperatura nad lądami wzrasta dwukrotnie szybciej niż nad oceanami (wpływ przede wszystkim pojemności cieplnej wody). Przez to też półkula północna nieco szybciej się ociepla, doprowadzając niejako do powstania w tym regionie błędnego koła. Podnoszenie się temperatury w tych regionach świata prowadzi do topienia się obecnych tam ogromnych pokryw śniegu i śniegolodu. To za to podnosi temperaturę jeszcze bardziej.
Przyczyny globalnego ocieplenia
Zmiany klimatu na Ziemi kojarzyć można z wieloma czynnikami. Najbardziej wyraźnymi są obecnie bez wątpienia szczegóły efektu cieplarnianego. Naukowcy wyliczają także zmiany konfiguracji cykli orbitalnych oraz ograniczenie dopływu światła słonecznego. Sam efekt cieplarniany, na którym się skupimy, został odkryty w XIX wieku przez Jeana Baptiste Josepha Fouriera. Jest to zjawisko polegające na podwyższaniu się temperatury planety z powodu wpływu gazów cieplarnianych (przede wszystkim pary wodnej, dwutlenku węgla, metanu, ozonu) obecnych w atmosferze. W przestrzeni publicznej podejmuje się najczęściej temat podwyższania się ilości CO2, powodowanego głównie przez spalanie paliw kopalnych oraz inne działania człowieka, w tym wylesianie.
Gazy cieplarniane zaburzają proces wymiany ciepła, ograniczając wypromieniowywanie ciepła z powierzchni planety i dolnych warstw atmosfery w przestrzeń kosmiczną. Nie można oczywiście zapominać o naturalnych przyczynach zmian klimatycznych, jednak mają one zdecydowanie mniejszy wpływ niż te, które powoduje człowiek. Trudno więc dziwić się faktowi, iż naukowcy zalecają jak najbardziej efektywne ograniczanie wydzielania gazów cieplarnianych do atmosfery. Podobne zmiany blokują jednak często politycy oraz właściciele dużych korporacji, powołując się przy tym na argumenty natury finansowej oraz gospodarczej. Niektórzy całkowicie negują także istnienie globalnego ocieplenia, nierzadko tłumacząc swoje teorie w dość absurdalny, łatwy do obalenia naukowo sposób. Zapominają przy tym, że podwyższanie się średniej temperatury na świecie może prowadzić do naprawdę tragicznych skutków. Warto w tym miejscu wspomnieć, że przy dużych anomaliach pogodowych oraz podnoszeniu się poziomu wód, miliony osób na całym świecie mogą stracić swoje domy oraz miejsca do życia. To za to doprowadzi najpewniej do gigantycznego kryzysu migracyjnego oraz podniesie liczbę ludzi funkcjonujących pod progiem ubóstwa. Podobnych dramatycznych skutków wyliczyć można jeszcze naprawdę wiele i nie brakuje ich w licznych publikacjach naukowych na ten temat.
Denializm globalnego ocieplenia
Argumentów, których używają denialiści globalnego ocieplenia, nie jest wcale wiele. Większość z nich opiera się na twierdzeniach, że wciąż obserwujemy mroźne zimy, więc podnoszenie się średniej temperatury na Ziemi jest kłamstwem. W 2015 roku doszło nawet do związanej z podobnym naukowym zabobonem, całkowicie absurdalnej sytuacji w amerykańskim Senacie. Jim Inhofe przyniósł ze sobą na posiedzenie... śnieżkę, której istnienie miało mu pomóc udowodnić, że globalnego ocieplenia tak naprawdę nie ma. W rzeczywistości występowanie bardzo chłodnych zim jest jednak argumentem za występowaniem omawianego efektu. Dlaczego?
Po pierwsze, przy występowaniu przyspieszonego i bardziej intensywnego globalnego ocieplenia łatwiej o anomalie pogodowe. Po drugie, wciąż doświadczać możemy chwilowych, bardzo dużych spadków temperatur, jednak są one rzadsze, ale i bardziej skrajne, niż jeszcze jakiś czas temu. Poza tym to, że chociażby w Polsce jest zimą danego roku bardzo zimno, nie pokazuje tendencji światowej. Często w tym samym czasie w innym miejscu na świecie jest dużo cieplej niż zwykle. Posłużmy się jednak stricte naukowym wytłumaczeniem sytuacji.
Przez lata bardzo zimne powietrze, które chociażby w lutym 2018 roku sprowadziło do Polski srogą zimę, naturalnie pozostawało w znacznej części nad Arktyką w tzw. wirze polarnym, ograniczanym prądem strumieniowym. Jako że globalne ocieplenie doprowadza do topnienia Arktyki, różnica temperatur między tym obszarem a niższymi szerokościami zaczyna się zmniejszać. To doprowadza za to do sytuacji, w której wspomniany prąd strumieniowy meandruje oraz słabnie, "wypuszczając" chłodne masy powietrza znad Arktyki. Te za to docierają na przykład do Europy, przynosząc bardzo chłodną zimę.
Poza tym jednorazowe anomalie nie są w stanie zaprzeczyć udowodnionemu naukowo faktowi, że średnia temperatura na świecie rośnie w najszybszym od wielu stuleci tempie, a różnice między porami roku się zacierają. Dziś najczęściej obserwujemy bardzo zimne zimy oraz gorące lata, które następują na sobie w nagły sposób.
Jeżeli zaś chodzi o ochładzanie się Antarktydy, ono także nie zaprzecza istnieniu globalnego ocieplenia. Generalnie Półwysep Antarktyczny się bowiem ociepla, a zmiany temperatur w drugą stronę występują jedynie na niewielkich obszarach i są znacznie niższe niż do tej pory oraz zależne od okresu. Modele klimatu na tym terenie rzeczywiście będą najpewniej w przyszłości niższe niż na Arktyce, jednak nie oznacza to, iż temperatura tam nie będzie wcale rosła. Poza tym Antarktyda od dłuższego czasu traci lód lądowy. Argumenty związane z przyrostem lodu morskiego są za to o tyle absurdalne, że to zjawisko powodują ocieplenie Oceanu Południowego oraz przede wszystkim nasilone opady, a także dziura ozonowa i wiatry cykloniczne, spychające połacie lodu morskiego, a przy tym odsłaniające wodę.
Następny artykuł