Stanisław Piotrowicz a afera samolotowa. Władze Instytutu Hematologii komentują
Autor Michalina Kobla - 9 Sierpnia 2019
Stanisław Piotrowicz stał się jednym z bohaterów afery samolotowej Marka Kuchcińskiego. Polityk tłumaczył, że wsiadł na pokład rządowej maszyny, gdyż musiał pilnie przewieźć do domu zamrożone leki swojej żony. Władze Instytutu Hematologii i Transfuzjologii, gdzie otrzymał specyfik, zaprzeczyły jednak jego twierdzeniom.
Stanisław Piotrowicz tłumaczył do tej pory, że 15 marca zdecydował się na podróż rządowym Gulfstreamem z Markiem Kuchcińskim, gdyż był zmuszony przetransportować 500 ampułek leku dla żony. W rozmowie z Wirtualną Polską polityk opowiedział:
"Moja żona tego dnia była w Instytucie Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie. Potrzebowaliśmy przewieźć wyprodukowany tam lek dla mojej małżonki, który może być przewożony tylko w stanie zamrożenia. Musiałem to zrobić. Starałem się o bilety na rejs LOT-u do Rzeszowa, jednak bilety były „obłożone” i ich nie dostaliśmy. Dowiedziałem się, że jest możliwość lotu z marszałkiem do Rzeszowa. I z tej możliwości z małżonką skorzystaliśmy."
Stanisław Piotrowicz i afera samolotowa
Specjaliści bardzo szybko poddali tłumaczenia działacza pod wątpliwość, o czym pisaliśmy tutaj. Ostatecznie Newsweekowi udało się jednak także uzyskać komentarz władz Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w tej pokrętnej sprawie. Jak wynika z oświadczenia, apteka przy placówce leczniczej nie wytwarza leków, które później wydaje się pacjentom do domu. O tym, że to właśnie w Instytucie wyprodukowano specyfik, mówił sam Piotrowicz. Przedstawiciele Instytutu dodali także, iż "nie wydają leków znajdujących się w stanie głębokiego zamrożenia”.
Jak przekazał Newsweek, redakcja próbowała skontaktować się z politykiem, aby skonfrontować go ze stanowiskiem władz Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie. Stanisław Piotrowicz miał jednak nie odbierać telefonu, ani nie odpowiedzieć na wiadomość SMS.
Źródło: Newsweek
Następny artykuł